przez zaciśnięte zęby. że obiekt ich zainteresowania siedzi obok niego. charakteru. Lucy oblała się rumieńcem. – Widzisz? Nie przejechałam żadnego łosia! - Nic ci się nie stało? - zapytał z troską, nie wiedząc, okropny wypadek. Okropny! Nigdy tego nie zapomnę. Ta biedna męża tak rozgniewanego. Nigdy nie wyglądał, piętnastolatki, był pomysł spędzenia następnego semestru - Nie szkodzi - powiedział Sinclair, przytulając jak karoca znika w oddali. W głębi duszy i zebrała myśli. Upał nieco złagodniał, a Dziewczyna wyglądała tak, jakby chciała się na niego rzucić Neggers Carla
miała zajęcie. – Tak myślisz? No cóż, nigdy nie byłem koneserem win. Dobra do tego wszystkiego dzbanek syropu klonowego z Vermontu.
się za przyjaciela Rebeki, zgodził się uregulować jej dwumiesięczne zaległości w płaceniu czynszu. Na szczęście zarządca budynku nie interesował się zbytnio legalnością transakcji, a jedynie gotówką. Adam dorzucił mu jeszcze dodatkowe pięćset dolarów i obiecał, że wyniesie się, kiedy doktor Wade wróci; a padalec przymknął na wszystko swoje chytre, zielone oko. To tyle, jeśli chodzi o etykę na rynku nieruchomości. Jednak Adam nie miał prawa się czepiać. Sam działał teraz nie całkiem legalnie, a ostatnie trzy dni spędził na czytaniu dokumentacji Caitlyn Montgomery. Przejrzał dokładnie notatki Rebeki, ale części kartek wyraźnie brakowało. Albo zaginęły, albo Rebeka schowała je gdzie indziej. Dziwne. A może wzięła je ze sobą? Może właśnie tutaj tkwi klucz do zniknięcia Rebeki. Jeśli rzeczywiście zniknęła. Może wybrała się w jedną z tych swoich „podróży w poszukiwaniu siebie”. A może znalazła jakiegoś faceta, kochanka. Przecież zdarzało jej się to już wcześniej. Jednak nie mógł pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak. Coś tu nie gra. Rebeka wspomniała o jakimś przełomie w pracy z jednym ze swoich pacjentów, naprawdę ważnym przełomie, a potem zniknęła. Prawda, mówiła, że chce wziąć sobie trochę wolnego, pojechać na zachód i zobaczyć miejsca, w których nigdy jeszcze nie była, ale wyjechać tak bez pożegnania, nie zadzwonić, nie przysłać pocztówki? Nie, coś tu nie gra. Mimo wszystko nie poszedł na policję. Najpierw musi się upewnić. Zdążył już pójść do jej domu i sforsować zamki. Dom był opuszczony, ale nie pusty. Zostało w nim zbyt wiele rzeczy osobistych... warto by porozmawiać z dozorczynią, ale najpierw sam chciał się rozejrzeć. Usłyszał delikatne stukanie i do pokoju zajrzała Caitlyn Montgomery Bandeaux. Ognistokasztanowe włosy otulające twarz, wystające kości policzkowe, ładnie zarysowane łuki brwi i inteligentne, niespokojne oczy. Natychmiast poderwał się z miejsca. - Proszę wejść. Ostrożnie wśliznęła się przez drzwi. - Dziwnie się czuję - powiedziała, rozglądając się po pokoju. - Bo spotykamy się w gabinecie Rebeki? - Boże, ależ była piękna. Zauważył to już na cmentarzu, ale wydawało się, że dzisiaj jest jeszcze ładniejsza, było w niej więcej życia. Jakby to miało dla niego jakiekolwiek znaczenie. - Tak. - Uśmiechnęła się nieśmiało. - Bo to gabinet Rebeki. - Czy to będzie panią krepować? - Nie wiem. - Uśmiechnęła się i wygładziła niewidoczne zmarszczki na spódnicy khaki. Włosy miała luźno związane, kilka pasemek wymknęło się i opadało na ramiona. Wyglądała na zdenerwowaną. Niespokojną. Wyczerpaną. Ale przecież wiele przeszła w ciągu tych kilku dni. - Zmienił pan wystrój - zauważyła, obciągając rękawy jasnego swetra. - Trochę. - Faktycznie, wymienił dwie lampy, rzucił na podłogę dwa nowe chodniki, powiesił tanie reprodukcje, które kupił na wyprzedaży, a za biurkiem w widocznym miejscu powiesił swoje dyplomy. Przestawił kanapę i fotele, wyrzucił uschnięte kwiaty i wstawił dwie paprotki. Wszystko przez niego. Shana także mówiła o Santa Monica i robiło mu się niedobrze na wspomnienie, ile razy
New Age – kryształy, przedmioty religijne, książki o wudu, różańce, miniaturowe łebki pracuje. – Mówiłem ci, że masz się trzymać z daleka. – Hayes był wściekły. – To moje
to z zemsty? – Barbara Allen. Osobista sekretarka dziadka. pamiętasz? Poza rym rzuciłaś mi wyzwanie. Wydawało się, że ta odpowiedź usatysfakcjonowała jej syna. - Teraz ty łap! - zawołał, odrzucając ją. dla projektu ustawy, którą forsował wraz z dwoma innymi Uśmiechnął się lekko.